0
cart 29 stycznia 2024 16:47
Image

Image

Ciężko nam się rozstać...

Image

Image

Nie ma jak cyknąć GENIALNY portret :D

Image

Z iphone'a też całkiem nieźle wyszło...

Image

Do stolicy dojeżdżamy o 11, zmieniamy samochód na taki na blachach DRC i jedziemy w stronę Bukavu. Droga wzdłuż jeziora Kivu i granicy DRC jest dość płaska. Nasz kierowca pędzi przez wioski po 100 kph. Co jakiś czas są checkpointy, gdzie sprawdzane są wszystkie światła samochodu. Jak coś nie działa to cyk łapówka.

Długo czekamy na granicy Rwandy. Załatwiamy wizę dwukrotną za 70$, bo jutro tu wrócimy. Dojeżdżamy do Rusizi przed samą granicą z DRC, gdzie mamy hotel u zakonnic. Na lunch/kolację idziemy dopiero po 17 i wkurzeni trochę jesteśmy na naszego przewodnika, że słabo to rozplanował, bo cały dzień nic nie jedliśmy. Rwanda zrobiła duży skok w porównaniu do Burundi, od czasu zakończenia wojny. Jest czyściutko, na drogach fotoradary, no i wszystko oczywiście trochę droższe. Nasz kierowca też jedzie zgodnie z przepisami.

Ja idę wcześniej spać, bo o 6 mamy już być na granicy DRC. Kamo jeszcze idzie z Ernestem na nocny spacer. Jutro goryle w Kahuzi-Biega.Leje jak z cebra. Punkt 6 rano pojawiamy się na granicy. Akurat ją otwierają i rwandyjska część idzie szybko. W kongijskiej jednak mamy czekać. Czekamy i czekamy... Ma przyjść szef, który nam wbije wizę na podstawie naszego zaproszenia do parku Kahuzi-Biega. A że jest niedziela to szef śpi. Przyszedł w końcu po 2h i dopiero wtedy mogliśmy pójść dalej. Za wizę przewodnik płaci po 100$. Jak ktoś chce wizę DR Kongo bez zaproszenia z parku to trzeba liczyć się z wydatkiem 350$.
Za szlabanem czeka na nas nowa terenówka - znowu znany nam Land Cruiser.

2-milionowe Bukavu od razu się zaczyna. Z daleka widać było jak pięknie położone jest na wzgórzach. Z bliska widać tylko syf ;). Łapiemy jakieś bagietki w piekarni i jedziemy dalej. Wzdłuż jeziora Kivu droga jeszcze jest asfaltowa, a potem skręt na park już zaczyna się hardkor. A to przecież wg mapy główna droga przez środek kraju.

Leje dalej jak cholera i pstrykam jedynie coś telefonem. Ludzie niechętni.

Image

Bieda aż piszczy.

Image

Droga pnie się w górę. Z uwagi na ogromne błoto, nasza terenówka tańcuje po całej szerokości drogi. Bez dobrego samochodu nie ma szans tego przejechać.

Image

Dojeżdżamy do bram parku. Jest zimno! Możemy napić się kawy i herbaty. Jest dwójka Hindusów, mieszkających w Seattle i oni będą z nami. Zmieniamy samochód na ten z parku. Z tyłu wchodzi jeszcze z 6 rangerów i jedziemy w stronę goryli. Trudno powiedzieć by to była droga, ale chyba jest. Obok pola herbaty.

Image

Jak wysiadamy to przestaje padać. Mamy szczęście. Tropienie goryli w ulewie, która trwała od wielu godzin nie jest najmilsze. Dobrze, że pożyczyliśmy gumowce.

Image

Zaraz wchodzimy w las. Maczety w ruch. Trudno powiedzieć gdzie jest grunt, bo właściwie idziemy cały czas po chaszczach. Gęstość lasu jest niesamowita. Mam wrażenie, że tak z 2-3 metry nad ziemią idziemy po powalonych krzakach.
Góra 10 minut i bum, przechodzi sobie silverback i zajada liście!!!

Image

Image

Image

Nic sobie z nas nie robi :), jakbyśmy nie istnieli.

Image

Image

Image

Nagle wielki hałas i jeden z rangerów, który miał broń wyskoczył do tyłu i obsrał się ze strachu :). Gorylica z dzieckiem ostro go nastraszyła i chciała pokazać, że mamy się odsunąć, bo ona ma tu dziecko.

Image

Image

Image

Gorylice były dwie, z małymi. Jeden silverback, łącznie 9 osobników.

Image

Image

Na pytanie dlaczego robię tak mało zdjęć, powiedziałem: "I just want to enjoy them". W 2010 roku byłem na gorylach górskich w Rwandzie i pamiętam goryle głównie przez wizjer aparatu. Teraz miałem okazję faktycznie się nimi nasycić...

Image

Image

Image

Image

Image

Nie wiem ile czasu minęło, godzina czy więcej. Widać, że goryle powoli szły dalej. Jeszcze dwóch chłopaczków tylko chwilę plażę sobie zrobiło...

Image

Image

Główny ranger pyta się czy jesteśmy zadowoleni. Głupie pytanie, jesteśmy wniebowzięci!

Jeszcze dwa filmiki zrobione przez rangera moim telefonem:

https://www.youtube.com/watch?v=NYpcAg1f4IQ

https://www.youtube.com/watch?v=0iQB20ppxRA

Czas wracać. Jeszcze piękny widok przed wejściem do terenówki..

Image

Image

Ekipa na 102...


ekipa.jpg



I tu zaczyna się nasz odwrót. Zjazd w dół z parku po tej błotnistej drodze był jeszcze gorszy. W drugą stronę jechały jakieś obładowane motory i musiały przed nami uciekać, bo nie dało się zatrzymać.
W Bukavu bez deszczu też jest mega syf, więc mam tylko 2 zdjęcia z telefonu...

Image

Image

Do wieczora mamy wrócić do Bujumbury. Granice idą sprawnie. Do Burundi powiedzieli, że pomimo, że mamy pojedynczą wizę to nie każą płacić za nową. Ważność też się dziś kończyła, ale ponoć jutro na lotnisku jak ktoś się czepi to mamy dopłacić 10$ za przekroczenie ważności. Mówią też, że na drodze przeszła lawina błotna i droga do Bujumbury jest odcięta...

I faktycznie. Zrobiło się ciemno i wszystkie samochody stały. Idziemy się rozejrzeć. Ktoś dał gumowce, więc idziemy. Ciężki sprzęt już odjeżdża, ale samochody nie ruszyły. Lawina była spora, ze 2 km szerokości. Zasypała sporo domów. Rzeka w niektórych miejscach dalej spływa po drodze. Walizki zostawiliśmy w samochodzie, a przez ponad pół godziny udało nam się dojść na drugą stronę. Łapiemy jakiegoś busa i ściśnięci jak sardynki dojeżdżamy do Bujumbury. Jutro odlot, a nasze walizki zostały po drugiej stronie. Ernest obiecuje, że je jutro przywiezie.

O 13 mieliśmy jechać na lotnisko. Od rana czekamy na walizki. Nici ze zwiedzania Bujumbury, ale ważniejsze nasze rzeczy. W końcu na chwilę przed odjazdem dowożą. Potem dostałem zdjęcie z transportu ;)


walizki.jpg



Zajeżdżamy jeszcze chwilę nad Tanganikę i jedziemy na lotnisko. Z wizą nie było problemu - zauważyli, ale przymknęli oko.

Addis, Stambuł i Warszawa. O 9 byłem w domu i zacząłem pracę by nie marnować ani dnia urlopu ;)

To była doskonała podróż.O nic nie chodzi. To bagaż podręczny, drugi to plecak z foto i niezbędnymi rzeczami. Jeździliśmy głównie samochodami, więc to było wygodne.
Do Beninu/Togo zabrałem większy plecak 35l (i tylko jeden), bo lepiej pasował do jeżdżenia motorami i komunikacją publiczną.To chyba najdroższa godzina w życiu ale po stokroć warto :)@DAD no nie jest to wypad na kawę do Bergamo ;), ale też nie jest to wypad z 4-osobową rodziną na Karaiby na island hopping, jaki wybrałem się w 6 dni po powrocie :D

bilety:
WAW-JIB/BJM-WAW 40k mil + 500zł
JIB-HGA 17k mil + 300zł
MGQ-BJM 17k mil + 200zł
HGA-MGQ 200$

Dżibuti:
fixer 350$
hotele 140$
wydatki 50$
wiza 12$

Somaliland:
fixer 250$
hotele 70$
Wiza 60$
wydatki 30$

Somalia:
fixer 400$

Burundi/DRC:
fixer 1100$
wiza Burundi 40$
wiza Rwanda 70$
wydatki 15$

Razem ok. 12k zł + mile

Jak na tak pogmatwaną trasę i atrakcje to całkiem znośnie, szczególnie, że sporo wydatków było rozłożonych - bilety i zaliczki dla fixerów.

@YeahBunny masz czego żałować ;)@Sudoku oficjalnie 7m, ale byliśmy często poniżej 2 metrów. Wszyscy mieli maski.

Image

Dodaj Komentarz

Komentarze (55)

sudoku 29 stycznia 2024 23:08 Odpowiedz
Widzę (tzn. czytam), że kolejna zajebista relacja się szykuje.
woy 30 stycznia 2024 23:08 Odpowiedz
To wygląda jeszcze gorzej, niż za mojego pobytu, kraj zdecydowanie na samym dole mojej listy. Ale pewnie wycieczka nad jeziora polepszy Waszą opinię o Dżibuti.
wtak 30 stycznia 2024 23:08 Odpowiedz
Magia słowa.... Dżibuti, niewarta zachodu (przepraszam: południa) ? ;)
cart 30 stycznia 2024 23:08 Odpowiedz
poczekajcie..., na widok Abbe opadnie szczęka :)
ciachu25 30 stycznia 2024 23:08 Odpowiedz
Jak się celuje w UN193, to i tak trza pojechać, niezależnie jak tam jest;)
dmw 2 lutego 2024 23:08 Odpowiedz
Widzę, że macie tego samego bodyguarda co ja miałem. Fajny gościu, ma trzy żony i ósemkę dzieciaków. Też dał mi się pobawić kałachem ale prosił aby w jego i moim interesie nie zamieszczać fotek. ;)
hiszpan 6 lutego 2024 05:08 Odpowiedz
@cart - relacja i fotki wymiatają wszystko co widziałem do tej pory w Afryce.... Naprawdę nie wiem, czy polecę Twoim śladem w te miejsca.
cart 6 lutego 2024 12:08 Odpowiedz
@hiszpan najlepsze dopiero przed nami ;)
dmw 6 lutego 2024 17:08 Odpowiedz
Dodam jeszcze ciekawostkę o wielbłądach. Otóż jest ich w Somalilandzie więcej niż ludności (4,5 mln). Kosztują od 500 do 1000 $ za egzemplarz. Są hodowane głównie w trzech celach:1. dla mleka - piłem i bardzo mi smakowało, na pewno jest bardzo zdrowe, w składzie przypomina ludzkie mleko matki.Wielbłądzica potrafi dać nawet do 20 l mleka dziennie. W Polsce na Dolnym Śląsku jest ferma wielbłądziahttp://wielbladziafarma.pl/wizyta-na-farmie-inf-32.html i można tam kupić mrożone mleko w cenie ponad 50zł/l. 2. na mięso - w smaku przypomina wołowinę, skosztowałem ale mi nie smakowało.3. i najważniejsze - jako zapłata za żonę - otóż "dobra żona" czyli z szacownej i bogatej rodziny kosztuje nawet 50-100 wielbłądów (!), mniej zamożni płacą rodzinie kilkanaście sztuk a dolna granica wśród ubogich to 1-2 wielbłądy.
dad 6 lutego 2024 23:08 Odpowiedz
No powiem ci ze temat z pozostawionym paszportem szok. :shock: Info z IQ mieszkańców mega ciekawe. Nie wiedziałem tego. :) Nie opisałeś saloniku VIP na wylocie :D
cart 6 lutego 2024 23:08 Odpowiedz
Nie opisałem, bo nie miałem wstępu. Aczkolwiek salonik jest i w HGA i w MGQ, na oko tak kiepski jak w JIB :)
hiszpan 6 lutego 2024 23:08 Odpowiedz
Kapuściński w Hebanie rzuca trochę światła na Somalijczyków, jak wygląda ich klanowość i władza (a raczej jej brak) na terytoriach somalijskich. Opisuje też, że człowiek i wielbłąd to jedność tutaj. Podczas klęsk głodowych odrywano prawie martwych Somalijczyków od prawie martwych wielbłądów i wieziono do obozów gdzie było jedzenie a i tak przeklinali ratujących, potrafili robić oszczędności z głodowych racji żywnościowych aby uciułać na nowego wielbłąda. Nie do wyobrażenia przez nas.
stasiek-t 6 lutego 2024 23:08 Odpowiedz
cart napisał:,Pokazuje nam sztuczkę - jak zapala papierosa i wdmuchuje dym w wodę to nagle robi się dużo pary wodnej. Ciekawe jaki proces tam zachodzi. Przechłodzona para wodna skrapla się na jądrach kondensacji pochodzących z dymu papierosowego ;)
woy 6 lutego 2024 23:08 Odpowiedz
Czytając ostatni odcinek utwierdzam się w przekonaniu, że nie jechać tam to była dobra decyzja :D
wtak 6 lutego 2024 23:08 Odpowiedz
Eh, te jądra kondensacji ?
kumkwat-kwiat 6 lutego 2024 23:08 Odpowiedz
@cart czułeś się bezpiecznie w samym Mogadiszu?Nie wiem co wyprawia tam al-Shabaab różnymi odwiedzającymi, ale miałeś wrażenie, że jeśli cokolwiek by się działo, to Twoja obstawa by pomogła i Cię broniła? Czy raczej by uciekali jak najdalej?
zeus 6 lutego 2024 23:08 Odpowiedz
DAD napisał:Info z IQ mieszkańców mega ciekawe. Nie wiedziałem tego. :) Aż smutno się zrobiło.
kamo375 6 lutego 2024 23:08 Odpowiedz
Najważniejsze że paszport się znalazł, bez paszportu w nieuznawanym kraju, byłoby „ciekawie”. Gdy już jechalem po niego do Berbery, okazało się że bez problemu można poruszać się po Somalilandzie bez ochrony, gdyz jechałem sam z kierowcą, w międzyczasie trafiliśmy na mnóstwo świętujących tłumów (w zawiązku z umowa z Ethiopia o której pisał Cart) oraz na śmiertelny wypadek, gdyż bus wypadł z drogi i dachował. Niestety podejrzewam że to bardzo częste przypadki patrząc na jazdę lokalnych oraz stan pojazdów którymi się poruszają. DAD napisał:No powiem ci ze temat z pozostawionym paszportem szok. :shock: Info z IQ mieszkańców mega ciekawe. Nie wiedziałem tego. :) Nie opisałeś saloniku VIP na wylocie :D
wilczagorka 6 lutego 2024 23:08 Odpowiedz
@cart nie wiem czy czytałeś "Dryland" Piskały, jest tam opisany głównie Somaliland ale pojawia się też ciekawy wątek o Abdulcadir Gabeire Farah, który uzyskał Polskie obywatelstwo i chciał startować w wyborach prezydenckich w Somalii ale zginął w zamachu bombowym w Mogadiszu.na youtube są też filmiki np Indigo Travellera, który był też w Mogadiszuco do relacji to bardzo ciekawa, czytałem i oglądałem zdjęcia z ogromnym zainteresowaniem! gratuluję udanej wyprawy i że nic się nie stało tam na miejscu
kacper-szymanski 7 lutego 2024 05:08 Odpowiedz
6.02.2024, Mogadiszu (PAP/Reuters) - Co najmniej 10 osób zginęło we wtorek w wyniku eksplozji na popularnym targowisku w stolicy Somalii, Mogadiszu - poinformowali mieszkańcy agencję Reutera.https://stooq.pl/n/?f=1595834Czy to ten targ?..
cart 7 lutego 2024 12:08 Odpowiedz
@Kacper Szymanski Bakara Market jest już poza zieloną strefą. Jest zaznaczony na mapce, którą wkleiłem w czerwonej części. Już tam bywały zamachy...@wilczagorka nie czytałem...Tu jest relacja gościa, która mnie zachęciła - https://www.dsw-photo.com/Travel/Christmas-In-Mogadishu
maxima 7 lutego 2024 23:09 Odpowiedz
jaki koszt takiego występu?
cart 8 lutego 2024 12:08 Odpowiedz
@maxima nie mam pojęcia, bo mielismy w pakiecie. Słyszałem od innych podróżników, że negocjacje zaczynają się od 100$
sudoku 8 lutego 2024 17:08 Odpowiedz
To z niecierpliwością czekamy na dalszy ciąg ale także podsumowanie i szczegóły kosztów.
pabien 9 lutego 2024 23:08 Odpowiedz
O co chodzi z tymi walizkami? To jest jakiś niezbędny atrybut gry w odwiedzone kraje? Bez walizki się nie liczy?
cart 9 lutego 2024 23:08 Odpowiedz
O nic nie chodzi. To bagaż podręczny, drugi to plecak z foto i niezbędnymi rzeczami. Jeździliśmy głównie samochodami, więc to było wygodne.Do Beninu/Togo zabrałem większy plecak 35l (i tylko jeden), bo lepiej pasował do jeżdżenia motorami i komunikacją publiczną.
hiszpan 10 lutego 2024 05:08 Odpowiedz
Zobaczyłem zdjęcia goryli i .... ja p...ę!Właściwie to czapki z głów trzeba napisać bo nic innego nie przychodzi mi do głowy
cart 10 lutego 2024 12:08 Odpowiedz
To chyba najdroższa godzina w życiu ale po stokroć warto :)
dad 10 lutego 2024 12:08 Odpowiedz
Wyjazd na goryle zawsze jest drogi, ale nikt nigdy nie powiedział ze nie było warto. No chyba ze się wstydzi ;-)Mnie ciekawi ile za całość wyszło tak mniej więcej, bo z relacji juz wynikało ze setki $ to szły strumieniami ;)
yeahbunny 10 lutego 2024 12:08 Odpowiedz
po przeczytaniu tej relacji aż żałuję że jednak się nie skusiłem na ten wyjazd z Wami, a kilka dni się zastanawiałem ;)Czy ktoś w Twojej rodzinie jest jeszcze zaskoczony jak wybierasz kierunki podróży?
sudoku 12 lutego 2024 17:08 Odpowiedz
@cart W jakiej odległości od goryli się znajdowaliście? Bo wygląda, że bardzo blisko.
jaco027 12 lutego 2024 17:08 Odpowiedz
Ps. Dot. Mogadiszu. Calkiem ciekawe pomimo źródła. https://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290 ... 9-L.2.maly
mapa 12 lutego 2024 23:09 Odpowiedz
Relacja po prostu szczęka opada, jak zwykle. Mega, fajnie, ze dzielisz się tym wszystkim na forumcart napisał: ale też nie jest to wypad z 4-osobową rodziną na Karaiby na island hopping, jaki wybrałem się w 6 dni po powrocie :D)A tu się minęliśmy o 1 dzień na SXM ? Także z 4 osobowa rodziną
arekkk 2 marca 2024 17:08 Odpowiedz
maxima napisał:jaki koszt takiego występu?Za 1h pokazu chcą 100 USD, ale jak zagadasz to zgodzą się za pół godziny wziąć 50 USD. Moim zdaniem te 30 minut, które przedłużyło się chyba do 40 całkowicie wystarcza. Przyjechaliśmy bez zapowiedzi stopem i praktycznie od razu rozpoczął się pokaz.
kamo375 2 marca 2024 23:08 Odpowiedz
Oficjalnie tak jak pisze @cart miało być 7m, ale w pewnym momencie byśmy max 1-1,5m, dosłownie na wyciągnięcie ręki cart napisał:@Sudoku oficjalnie 7m, ale byliśmy często poniżej 2 metrów. Wszyscy mieli maski.
mayasty 5 kwietnia 2024 12:08 Odpowiedz
Woy napisał:Czytając ostatni odcinek utwierdzam się w przekonaniu, że nie jechać tam to była dobra decyzja :DRelacja świetna. Dzięki za nią. Dla kogoś kto celuje w UN 193 to oczywiście pozycja obowiązkowa. Ale na tę chwilę lot na 4 godziny do miejsca, gdzie mogę zobaczyć wyłącznie ruiny i śmietnisko pod eskortą służb z bronią ostrą to ten rodzaj ekstrawagancji podróżniczej do której jeszcze nie dojrzałem :D. Mam na razie UN 124, więc to sobie zostawię na sam koniec, jeśli w ogóle :D
cart 5 kwietnia 2024 12:08 Odpowiedz
No ja cisnę te hardkorowe kraje na bieżąco by potem z samymi trudnymi nie zostać na koniec. A w takiej Somalii to nie wiadomo kiedy się znowu zamknie na lata.
mayasty 5 kwietnia 2024 17:08 Odpowiedz
Pełna zgoda. Mam tak samo. Djibouti jest w moim top, choć większość podróżników, z którymi rozmawiałem twierdzi, że to shithole :D Jeśli skupić się tylko na Lac Abbe, Lac Assal + Foret de Day i zapomnieć o horrendalnych cenach (najdroższy i najgorszy moj nocleg ever), śmieciach, ruinach i biedzie, to Djibouti dostarcza niezwykłych i unikalnych wrażeń od strony piękna natury.
dmw 5 kwietnia 2024 17:08 Odpowiedz
Pół świata, a już w Afryce szczególnie, masz "śmieci i biedę" plus często ruiny w bonusie.To co Ty zwiedzasz? :) ps. jeżeli chodzi o Mogadiszu to zrobiło na mnie ogromne wrażenie, dało asumpt do wielu przemyśleń i refleksji...
mayasty 5 kwietnia 2024 23:08 Odpowiedz
Zwiedzam wszystko co wpadnie w dobrej promce :D. Zgoda co do śmieci, biedy i ruin na świecie i jakoś z tym żyję, jeśli jest w miarę bezpiecznie i w rozsądnej cenie. Ale w Mogadishu w promce to mogę zapewne dostać jedynie kulkę w łeb :D Więc delikatnie rzecz ujmując, stosunek ceny do jakości w Mogadishu jest dla mnie nieakceptowalny na dzień dzisiejszy. Ale to się może zmienić jak dojadę do UN 180 i stwierdzę że więcej jest takich Mogadishu na świecie niż Zurychów :D
pawelsz 5 kwietnia 2024 23:08 Odpowiedz
Zdrowe podejście.Odwiedziłem 164 kraje i niedawno przestało mi zależeć na skompletowaniu całości. Kiedyś rzeczywiście miałem taki plan, ale to było ze 20, no może jeszcze 10 lat temu, ale po 50-tce :shock: się ustatkowałem....Wiele miejsc na ziemi jest niewartych pieniędzy, które trzeba wydać, aby do nich dotrzeć. Pewnie jeszcze coś do listy dorzucę, ale bez spinki.Somalia i Mogadiszu to chyba najlepszy przykład. Kilkaset dolców za 4 godzinny pobyt ? Wolne żarty....Poza tym jako Tata nie podejmuję żadnego, nawet najmniejszego ryzyka. Gra nie warta świeczki...Jakieś zapomniane państewka na Pacyfiku ? Nic do oglądania, wszystkie na jedno kopyto...Byłem na Fidżi, Samoa i Tonga, na pozostałe się nie wybieram.Nb. z przyjemnością czytam relację z Tuvalu. Ale nawet wyśmienite pióro Autorki nie przekonuje mnie, aby tam się wybrać. Sztuka dla sztuki...Za to z radością zacząłem wracać (z synem :) )do krajów oraz miejsc, które już widziałem, a które warte są przypomnienia lub odkrycia na nowo.Dlatego w marcu byłem po raz 4. w Indiach, a jesienią planuję po raz 3. odwiedzić Ziemię Świętą...Serdeczności
mayasty 6 kwietnia 2024 12:08 Odpowiedz
Otóż to. Coraz częściej dochodzę do smutnego w sumie wniosku, że kurczowe trzymanie się wyzwania UN 193 jest bezsensownym przepalaniem pieniędzy na miejsca niewarte uwagi (choćby bardzo przeciętna Antigua parę dni temu). A jestem jeszcze ok. 40 krajów za Tobą. Na razie jeszcze to ciągnę bo nadal mam na liście kilka ciekawych miejsc. Ale im więcej widzę relacji np. z Somalilandu i wielu innych podobnych, tym mniejszą ochotę mam tam jechać.
cart 6 kwietnia 2024 12:08 Odpowiedz
Bardzo mnie cieszy, że każdy szuka czegoś innego w podróżach. Jedna osoba podróżuje na zaliczenie, inni długo i wolno, a jeszcze inni wracają po kilka razy w to miejsce.Pokazuje to, że nie ma jednej definicji "dobrego" podróżowania. Ważne, aby sam podróżnik był zadowolony. Ale to już temat na inny wątek ;-)
meczko 6 kwietnia 2024 17:08 Odpowiedz
Inna sprawa, że "wracać" to pojęcie względne. Np. kolejny wyjazd do Indii, jeżeli wcześniej było się w Himachal Pradesh, a teraz wraca się do Tamil Nadu, trudno uznać za powrót, to raczej całkiem nowy, fascynujący cel podróży. Indie czy Chiny to taka skala wielkości i różnorodności, że tu raczej trzeba traktować każdy stan czy prowincję jako odpowiadające przeciętnemu krajowi. W Europie też jest trochę takich miejsc - chociażby różnice między Katalonią, Galicją a Andaluzją, Piemontem a Sycylią itd.
sudoku 6 kwietnia 2024 23:08 Odpowiedz
PawelSz napisał:Poza tym jako Tata nie podejmuję żadnego, nawet najmniejszego ryzyka... a jesienią planuję po raz 3. odwiedzić Ziemię Świętą...Ciekawe, ciekawe...
marek2011 7 kwietnia 2024 05:08 Odpowiedz
Do tego co napisał @meczko dodałbym, że nawet wielokrotny powrót do tego samego i to nawet "oklepanego" podróżniczo miasta (miejsca) może przynieść zupełnie inne wrażenia/doznania/doświadczenia, w zależności kto czego szuka i na czym mu zależy. Czasem sytuację zmieniają prozaiczne rzeczy: pora roku, towarzysz podróży, poznani na miejscu ludzie, inna dzielnica itp. itd. Poza tym świat się zmienia, rozwija: teraz np. chętnie wracam po 10 czy iluś tam wielu latach do miejsc, w których kiedyś byłem i wtedy wydawało mi się, że pewnie więcej nie będę, bo przecież świat duży i szeroki, a tymczasem z przyjemnością je poznaje na nowo i wcale nie uznaję tego za "marnowanie" czasu/kasy. A poza tym, to każdy sam decyduje na co i ile przepala kasy.
pawelsz 7 kwietnia 2024 17:08 Odpowiedz
Quote:PawelSz napisał(a):Poza tym jako Tata nie podejmuję żadnego, nawet najmniejszego ryzyka... a jesienią planuję po raz 3. odwiedzić Ziemię Świętą...Ciekawe, ciekawe...Że niby niebezpiecznie ? Oczywiście, masz rację, ale liczę na to, iż jesienią będzie już spokojniePoza tym "planować" nie oznacza "wyruszyć".Ostateczną decyzję podejmę zależnie od sytuacji na miejscu...Ziemię Święta znam, ale chciałbym odwiedzić z synem. Był w dzieciństwie, ale niewiele pamięta, i bardzo chciałby pojechać oraz pomodlić się "świadomie".
qba85 7 kwietnia 2024 17:08 Odpowiedz
marek2011 napisał:Do tego co napisał @meczko dodałbym, że nawet wielokrotny powrót do tego samego i to nawet "oklepanego" podróżniczo miasta (miejsca) może przynieść zupełnie inne wrażenia/doznania/doświadczenia, w zależności kto czego szuka i na czym mu zależy. Czasem sytuację zmieniają prozaiczne rzeczy: pora roku, towarzysz podróży, poznani na miejscu ludzie, inna dzielnica itp. itd. .Przede wszystkim to nie każdy wyjazd musi koniecznie przynieść liczne "inne doznania" :) są miejsca, do których się wraca po te konkretne doznania z przeszłości (co może też okazać się rozczarowaniem [emoji2])
marek2011 7 kwietnia 2024 23:08 Odpowiedz
@Qba85: no cele mogą być różne, przykładowo regularnie od wielu, wielu wpadam do BKK po prostu i tylko poimprezować : siedzę w hotelu, śpię do 12, gdzieś mam street food itp., bo wolę zjeść posiłki w hotelowym Executive Lounge'u, a czas spędzić w ciągu dnia na basenie, wpaść do wypróbowanego zakładu na masaż 300 m od hotelu, a wieczorem się bawię i tak kilka dni pod rząd. Dla mnie super, dla kogoś to mógłby być marnowanie kasy / czasu / urlopu (wybierz co tam chcesz).
sudoku 21 lipca 2024 17:08 Odpowiedz
cart napisał:bilety:WAW-JIB/BJM-WAW 40k mil + 500złJIB-HGA 17k mil + 300złMGQ-BJM 17k mil + 200złHGA-MGQ 200$Dżibuti:fixer 350$hotele 140$wydatki 50$wiza 12$Somaliland:fixer 250$hotele 70$Wiza 60$wydatki 30$Somalia:fixer 400$Burundi/DRC:fixer 1100$wiza Burundi 40$wiza Rwanda 70$wydatki 15$Razem ok. 12k zł + mileJak na tak pogmatwaną trasę i atrakcje to całkiem znośnie, szczególnie, że sporo wydatków było rozłożonych - bilety i zaliczki dla fixerów.Czy te wydatki na fixerów były na osobę, czy już za całość? Chodzi mi w szczególności o Burundi/DRK.
cart 21 lipca 2024 23:08 Odpowiedz
@Sudoku wszystko podałem na osobę.Do DRK sam permit na goryle kosztował 400$, wiza 100$ i samochód ponad 100$,
sudoku 21 lipca 2024 23:08 Odpowiedz
Dzięki @cart. Jeszcze jedno pytanko - korzystałeś z usług tych ludków czy kogoś innego?https://www.yourburundiguides.com/
cart 22 lipca 2024 12:08 Odpowiedz
Tak. Jest z nimi świetny kontakt przez FB.
mayasty 29 stycznia 2025 12:08 Odpowiedz
Niemal rok temu narzekałem tu, że bez sensu jest jeździć w takie miejsca jak Mogadishu bo kasa, którą trzeba na to wydać jest nieadekwatna do efektu końcowego. I co? Nadarzyła się okazja, żeby zrobić to po taniości przy okazji wyjazdu służbowego, więc wylądowałem tam i … podtrzymuję swoje zdanie ? Zanim podzielę się moimi przemyśleniami, krótka aktualizacja jak to obecnie wygląda w stosunku do tego, co napisał w zeszłym roku cart:1) Sytuacja ustabilizowała się chyba na tyle, że jeździliśmy po mieście zwykłym cywilnym, niekuloodpornym autem. Towarzyszył mi na stałe fixer Ajoos oraz dwóch 22-latków ubranych w modne dżinsy i elegancko przyprasowane, wizytowe koszule. Żadnej widocznej broni, żadnych magazynków, mundurów itp. Patrząc na nich miało się wrażenie, że jedziemy na jakieś party. Dopiero jak z niedowierzaniem zapytałem mojego fixera czy to jest nasza ochrona, to wyciągnęli spod jeansów po pistolecie. W razie strzelaniny mieliby jeden magazynek naboi i tyle. Oczywiście nadal jest wszędzie w mieście pełno broni i punktów kontrolnych, ale nie ma się wrażenia zagrożenia. No ale to ponad trzymilionowe miasto, więc pewnie są lepsze i gorsze dzielnice.2) Visit Horn Africa wycofał ofertę „Mogadishu w 4h” twierdząc, że mieli z tym sporo problemów. Ponoć niektórzy ich klienci, po porannym przylocie i przymusowo pośpiesznym rajdzie po kilku najważniejszych „atrakcjach” w mieście, nie zdążali na wylot. Miasto potrafi się w kilka minut kompletnie zablokować, a ilość kontroli przy samym zbliżaniu się do lotniska powala (zapomnijcie o dojeździe samochodem do strefy przy lotnisku typu „Kiss and Ride”). Spędziłem w Mogadishu 2 dni i w sumie im się nie dziwię. 4 godziny jak na takie nieprzyjazne kierowcom miasto to jednak za mało.A teraz co o tym wszystkim sądzę. To jest pierwsze takie miejsce w historii moich podróży (głównie samodzielnych i bez fixerów), które tak daleko wystrzeliło mnie od mojej strefy komfortu. W tym miejscu nie jesteś ani turystą (żaden turysta o zdrowych zmysłach tu nie przyjeżdża), ani podróżnikiem (podróżnikiem jesteś, gdy możesz w danym miejscu, choćby chwilowo, funkcjonować bez wsparcia). Nie tu. Tu jesteś „gościem wizytującym”. Bezradny jak dziecko, które nie przeżyje ani minuty bez opieki i które sprowadza na twojego fixera ogrom zadań o różnym charakterze. Począwszy od prostych czynności logistycznych jak wszędzie (jazda, jedzenie, spanie, oprowadzanie), po bardziej wyrafinowane, jak wszechobecne klanowe negocjacje i łapownictwo, a kończąc na mistrzostwie sprytu i kamuflażu, jak zabroniony wjazd na teren miejscowej organizacji administracyjnej (w tym celu 100 m przed bramą zmieniliśmy auto na takie od służb administracyjnych, pewnie za opłatą, które przepuszczono bez problemu).Moją dwudniową wizytę w różnych momentach i w różnych punktach miasta obsługiwało łącznie 8 osób. Teraz już przynajmniej wiem dlaczego za kasę, którą należy tu wydać na 2 dni, można spokojnie przez tydzień powłóczyć się samochodem po USA. W Mogadishu wszystkie płatności realizuje się poprzez aplikację na podany przez beneficjenta kilkucyfrowy kod (coś jak BLIK lub przelew na telefon). Takie numerki mają nawet żebracy, o czym już była mowa. Gotówka jest w odwodzie, a jeśli już to tylko USD. Więc kiedy nasz samochód zatrzymywał kolejny z kilkunastu osobników z bronią, a mój fixer sięgał po telefon i coś tam wpisywał, to wiedziałem że idzie przelew. I tak w kółko. Na każdym istotnym komunikacyjnie skrzyżowaniu stoją różni watażkowie z bronią, czasami w mundurach, czasami w klapkach i T-shirtach i zatrzymują wszystkich. Dyskusja z jednymi kończy się przelewem, a z innymi przyjacielskim poklepaniem się, bo np. moi dwaj młodzi współpasażerowie (ok, niech będzie ochroniarze) należeli do tej samej organizacji zbrojnej. Często zresztą zmienialiśmy się miejscami w samochodzie, bo w różnych punktach miasta ważne było kto gdzie siedzi. Resztę opisał cart, więc nie ma sensu dublować. Ogromne podziękowania dla fixera. Tylko on wie, jak wielki jest to wysiłek, obsłużyć „gościa wizytującego” w takim miejscu jak Mogadishu. Ja mogłem się tylko domyślać widząc co się wokoło mnie działo, obserwując zachowania i gestykulacje moich towarzyszy, widząc jak często w użyciu był telefon do przelewów i ile osób nad tym pracowało.
pawelsz 29 stycznia 2025 12:08 Odpowiedz
Utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że nie mam tam, czego szukać...Wyjazd powinien być przyjemnością, a nie walką o przetrwanie :twisted: